Grupy.

Stowarzyszenie Rozdzielonych Dusz
''- Drogie dzieci - starzec spojrzał na grupę 12-19 latków. Wszyscy, pomimo wyglądu w sercach niezwykle dojrzali, co zawsze zadziwiało brodacza. Westchnął. Wiedział, że jako nieliczni poznali prawdę otaczającego ich świata. - Czy ślubujecie [ ... ]''
     Na początku pojawił się on a następnie jego wnuki. Zaczęli poznawać tajniki życia z dajmonami od podstaw, chociaż nigdy do końca nie zrozumieli dlaczego tak jest, dlaczego nie wiedzieli o nich od początku. Oczywistym faktem jest to, że bali się iż to oni, a nie ktoś inny rozpoczyna "to" od nowa. Sytuacja nieco się pogorszyła, gdy grupka trzech osób powiększyła się o kolejnych, równie bezradnych ludzi. 
     Z początku nie wychylali się, byli bezpieczni. Nikt nie wie jak i od kogo Instytut dowiedział się o rosnącej grupie buntowników. Plany tejże organizacji wobec Stowarzyszenia nie były, nie są i zapewne nie będą kolorowe. Niejednokrotnie zdajmonizowani zmuszeni byli do ucieczki i przerywania swoich akcji, których ceną było życie oraz wolność wielu ludzi.
     Członkowie SRD muszą liczyć się z nieakceptacją. Zwierzęce dusze mogą być postrzegane jako dziecięcy wymysł bądź choroba psychiczna. Nieświadome niczego społeczeństwo będzie ich traktować jako wyrzutków. A Instytut zawzięcie tępić niczym szkodniki. Należy wspomnieć, że poprzez rozmowę ze zdajmonizowanym, normalny człowiek zaczyna dostrzegać swoje drugie "ja".
        Kryjówkę SRD stanowi opuszczony magazyn znajdujący się na zniszczonych przedmieściach miasta. Budynek na pierwszy rzut oka zdaje się być zaniedbany, aczkolwiek w środku niektóre pomieszczenia zostały oczyszczone. Ktoś zadał sobie trud by przytaszczyć tam kanapę oraz kilka regałów. I niewielki stolik.
        
Instytut
   ''Chodził bezcelowo po korytarzu, wlepiając swoje pytające spojrzenie w powoli otwierające się drzwi, w których stanęła postać dyrektora, a zarazem najbardziej tajemniczego mężczyzny, jakiego kiedykolwiek znał. Ukrył się, by moc podsłuchać jego rozmowę.
- Jesteś pewien?
- Tak, definitywnie. Widziałem, co te wymysły umysłu zrobiły z ludźmi. Nie chce, żeby coś takiego znowu się przydarzyło''
     Nikt nie wie kiedy Instytut został tak naprawdę wybudowany, chociaz jest jednym z ciekawszych budynków w całym mieście. Ludzie, którzy tam pracują szczycą się wysoka pozycja w społeczeństwie jak i nienagannym słownictwem płynącym z ust. Pracuje tam wielu uzdolnionych ludzi; w szczególności lekarze, psychiatrzy i psycholodzy. 
     Tajemnica z jaką się borykają nie ma prawa wydostać się poza mury ośrodka. Twierdzą, że dajmony są jedynie wymysłem, chorobą psychiczną. Każdego dnia łapią i przywożą do Instytutu zdajmonizowanych. Nie ważne czy należą do SRD czy są normalnymi ludźmi, którzy postanowili pozostać neutralni w tej wojnie. Przeprowadza się tam "oddzielenie", polegające na odcięciu człowieka od jego dajmona co powoduje całkowite pozbawienie takiej osoby własnej woli i osobowości. Nikt dokładnie nie wie jak ten zabieg wygląda.. Dlaczego? Bo żadna schwytana persona nie wróciła stamtąd. 
W całym Instytucie jest tylko 7 zdajmonizowanych, co wykorzystują głównie jako pomoc w pracy. Dzięki temu potrafią rozpoznawać ''rebaliantów''. Nie każdy członek tego ośrodka posiada dajmona. Większość to zwykli ludzie.
                                                                     


PODGRUPY

I. Oni nie mają nazwy. Nie wychylają się zbytnio. Większość z nich powróciła do tłumu. Widzieli swojego dajmona. Widzieli dajmony innych. Lecz, pewnego dnia - przestali. Nie do końca. Mimo, że stracili kontakt ze swoim animusem to ciągle widzą zwierzęce dusze innych - oczywiście tylko tych zdajmonizowanych. Dzieje się tak, gdy ktoś przestaje odczuwać potrzebę posiadania dajmona. Nie chce go widzieć, czuć, słyszeć. W pewnym momencie animus znika niczym mydlana bańka. Ale tylko animus tej osoby. Nikt nie wie dlaczego tak się dzieje i czy można z powrotem wrócić do poprzedniego "stanu". Mimo, iż większość takich ludzi stała się anonimowa, to kilka tego typu osób znajduje się w Instytucie. Zazwyczaj pracują jako łowcy. Zazwyczaj. Co do ich obecności w SRD - nic nie wiadomo.

II. Każdy zdajmonizowany wie, że oddalanie się od swojego animusa na większą odległość niż dziesięć metrów, jest po prostu niemożliwe. Kończy się to śmiercią poprzedzoną ogromnym bólem psychicznym i fizycznym. Ale, czy na pewno tak jest? Ostatnio krążą pogłoski, że widziano ludzi, którzy byli w stanie rozdzielić się ze swoim dajmonem. Na bardzo duże odległości. I nie byli odcięci. W pełni świadome osoby z własną wolą. Jak to ci ludzie osiągnęli? Czy w ogóle tacy  istnieją? Najwyraźniej tak ...
Postacie należące do powyższej podgrupy traktowane są jako "specjalne". Każdą taką postać należy wcześniej uzgodnić z administratorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz